logo Sierpc online

Newsy | Ogłoszenia | Forum Dyskusyjne | Księga pozdrowień | Hyde Park Zaloguj się | Rejestracja

Co proponujemy:
O mieście
Historia
Kultura
Zabytki
Informator
Sport
Sierpeckie linki
Galeria zdjęć
Archiwum
Strona główna




Newsy Sierpc online - Archiwum
Komentarze | Dodaj własny komentarz Newsy Sierpc online - Archiwum

Czy tylko nasz język "się kundli"? Od wulgaryzacji języka do prymitywizacji przestrzeni publicznej

2022-05-20


"Związki między językiem a dana wspólnotą, zwłaszcza jej kulturą, są zawsze mocne i dwustronne.  Z jednej strony język stanowi fundament każdej kultury i jej podstawowe dobro, jest głównym kodem ekspresji każdej kultury, z drugiej zaś każda kultura przez swoje tendencje, proponowany system wartości, aktualne mody mocno wpływa na język" (K. Ożóg, 2008).

Tym krótkim cytatem ze współczesnych badań nad wulgaryzacją języka polskiego w przestrzeni publicznej pragnę rozpocząć kolejny artykuł adresowany do miłośników dobrego tonu zarówno w języku, jak i w kulturze w ogóle. Zdaję sobie sprawę, że wśród lokalnych spraw i priorytetów nie jest to temat ani powszechny, ani newralgiczny, co nie oznacza przecież, że podejmowanie go w kontekście naszej społeczności jest bezcelowe i bezzasadne. W sierpeckim zwierciadle odbijają się przecież dokładnie te same procesy i zjawiska, o których mowa w kontekście ogólnym.

Spośród szeregu ekspansywnych i negatywnych tendencji w naszym życiu społe­czno-obyczajowym w ostatnim trzydzie­stoleciu chciałbym zwrócić uwagę na dwie, które w kontekście niniejszej tematyki uważam za niezwykle niepokojące i destrukcyjne, a przez to wymagające przeciwdziałania. To z jednej strony zjawisko postępującej wulgaryzacji języka, z drugiej zaś coraz bardziej powszechna prymitywizacja przestrzeni publicznej. Niezależnie od podobnej, pejoratywnej treści jednego i drugiego pojęcia, warto pamiętać, że wulgaryzacja języka jest tylko jednym z elementów prymitywizacji przestrzeni publicznej, a zatem obejmuje tylko jej mały, choć  niezwykle ważny fragment. Biorąc pod uwagę powyższe wnioski, mimo wszystko, powinniśmy więc bardziej smucić się z powodu kiepskiej jakości życia publicznego, aniżeli z poziomu naszego języka, choć troska o jedno i drugie powinna być tak samo oczywista. To, że nie jest, słychać wszędzie i widać gołym okiem. 

Odpowiedź na pytanie, jakim językiem posługujemy się dziś w przestrzeni publicznej, nie jest zbyt optymistyczna. Wywalczona swoboda wypowiedzi, pluralizm nadawców, otwarcie się na świat i wpływy obce (głównie angloame­rykańskie), możliwość ekspresji indywidualnych upodobań i ocen mają nie tylko dobre strony, prowadzą także do ewidentnych nadużyć w postaci zalewu wulgaryzmów, wyrażeń obraźliwych, oczywistych kłamstw. […] "Mowa nienawiści" na polskich forach internetowych osiąga rozmiary klęski ekologicznej. Język polityki operujący słownictwem emocjonalnym i semantycznie nieprecyzyjnym […] jest językiem wrogości, paraliżuje społeczny dialog (K. Sikora, 2016).

Przy tej okazji warto przypomnieć, że pojęcie językowego "kundlenia się", czyli, mówiąc wprost, schodzenia na psy i upadku współczesnej polszczyzny, zawdzięczamy nieżyjącemu już (zmarłemu w 2002r. - przyp. autora) Andrzejowi "Ibisowi" Wróblewskiemu, językoznawcy, dziennikarzowi i publicyście, który jako pierwszy użył tego terminu podczas Forum Kultury Słowa we Wrocławiu w 1995r. Choć od tamtego czasu minie niedługo okrągłych trzydzieści lat, problem jakości języka obecnego pokolenia Polaków budzi ciągle duże emocje, gorące dyskusje i polemiki,  różnicując zarówno badaczy języka, jak i jego zwykłych użytkowników. Wielu z tych pierwszych za najważniejszy przykład deprecjacji współczesnej polszczyzny uważa zjawisko jej wulgaryzacji (J. Bralczyk 1999, A. Markowski, 2007), wielu też łączy go jednocześnie z szerszym zjawiskiem degeneracji norm kulturowych (K. Ożóg 2001, B. Taras 2011). Skalę negatywnych zmian świadczących o  postępującej ekspansji wulgaryzmów językowych możemy zobaczyć nawet w opracowaniu słownikowym wydanych przez PWN (M.  Grochowski, 1995).

Ponieważ nie sposób odnieść się do wszystkich przyczyn warunkujących odrzucenie wysokich norm poprawności językowej, a jednocześnie wszystkie uznać za jednakowo negatywne, chciałbym w związku z tytułowym problemem zaakcentować tylko kilka zasadniczych kwestii.

Po pierwsze, trzeba przyznać, że w wielu przypadkach wulgaryzacja języka nie jest tożsama wyłącznie z używaniem przekleństw, ale często polega na użyciu pospolitych słów, które w określonym zestawieniu mają za cel ubliżanie i obrażanie innych. Słyszymy więc często w najprzeróżniejszych miejscach komentarze typu - "jesteś kupą g…-a", "pies ci mordę lizał", "ty głupia małpo", "to zwykły pierdziel", "ale z ciebie wieśniara" itp.

 Po drugie, w płaszczyźnie wypowiedzi stricte wulgarnych  należy zwrócić uwagę na ich uwarunkowania intencyjnością idącą w dwóch charakte­rystycznych płaszczyznach. Pierwszą z nich jest ludzka emocjonalność (wyrzucenie i rozładowanie emocji),  drugą - bardziej toksyczna ordynarność, mająca źródło w prowokacji, agresji, profanacji językowego sacrum i społecznego tabu oraz odrzuceniu wszelkich norm kulturowo-obyczajowych. Choć oba przypadki naruszają kryterium subtelności i dobrego smaku, to jednak różnią się wyraźnie jakością etycznej degeneracji i moralnego zdziczenia. Czym innym są bowiem emocjonalne powiedzenia typu: - "cholerne życie", "za…-ista kreacja", "poje…ne zadanie", a jeszcze czym innym chamskie i obraźliwe epitety z wykorzystaniem ciężkich przekleństw w  rodzaju: "ty stara ku…-o", "ty pie…-ony pedale".

Po trzecie, w dobie szalonego pędu cywilizacyjnego i demokratyzacji różnych płaszczyzn życia społecznego, wulgaryzacja języka w naszej codziennej komunikacji jest świadectwem coraz uboższych relacji międzyludzkich w ogóle. Język wulgarny, a przez to coraz bardziej prymitywny, pokazuje smutną prawdę o nas samych - w  zmate­rializowanej, konsumpcyjnej, globalnej i coraz bardziej anonimowej rzeczywistości, która skutecznie niszczy wypracowane przez pokolenia wzorce i normy językowej wspólnoty, "bogactwo" naszego słownika sprowadza się często jedynie do krótkich i ubogich komunikatów, a kumulowane w psychice negatywne emocje i uczucia eksplodują w formie wulgaryzmów i inwektyw coraz bardziej śmiało i coraz bardziej nisko. Wielu z nas nie tylko się tym smuci, ale też zwyczajnie się tego obawia. Za przykład i komentarz niech posłuży przypadkowo podsłuchana przeze mnie wypowiedź świeżo upieczonej emerytki, która w czasie rozmowy w jednym z sierpeckim sklepów, po gratulacjach z okazji przejścia na emeryturę odparła swojej znajomej z goryczą - "A czego tu gratulować, kiedy teraz człowiek boi się odezwać nawet do swoich bliskich, żeby nie zostać zmieszanym z błotem".

Trochę to może zaskakiwać, ale jak wynika z udostępnionych badań i sondaży przeprowadzonych w ostatnich latach, miejscem, w którym najczęściej możemy usłyszeć przekleństwa, nie jest wcale sfera prywatna, ale raczej przestrzeń publiczna (CBOS 2013). Od 50-ciu do 60-ciu procent ankietowanych wskazało bowiem na najczęstsze miejsce wulgaryzmów ulice, środki komunikacji i transportu, instytucje publiczne, miejsca rozrywki, Internet, zakłady pracy i szkoły (w tym wyższe uczelnie). Blisko co trzeci z Polaków wskazywał też na wypowiedzi polityków i media (przy  czym częściej programy telewizyjne, a zdecydowanie rzadziej radio i prasę). Co ciekawe, dużo mniej zainfekowana wulgarnością językową jest według ankietowanych sfera prywatna - tylko 24-26% z nich potwierdziło niecenzuralne wypowiedzi na spotkaniach towarzyskich i w domu.  

W kontekście, o którym mówimy, trzeba cały czas pamiętać, że wulgarność nie jest cechą języka, lecz cechą człowieka posługującego się tym językiem w procesie komunikacji międzyludzkiej, często również w sytuacjach bardzo oficjalnych, nierzadko związanych ze sprawowaniem władzy i działalnością publiczną (obrady sejmu, sesje samorządowe, debaty telewizyjne, wywiady, spotkania plenerowe, festyny itp.). Oddziaływanie obelżywym słowem nie tylko staje się modnym narzędziem służącym zdobyciu, utrzymaniu lub poszerzeniu władzy, ale często w przekonaniu nadawców uwiarygadnia ich w oczach podobnych odbiorców jako silnych i pewnych realizatorów założonych celów, czyli ludzi, na których można polegać.

 Wydawać by się mogło, że dziś wulgaryzmy nie wykluczają, a wręcz nobilitują, tym bardziej że w mediach nietrudno znaleźć też artykuły, które traktują ich powszechność za zdrowy i normalny objaw, świadczący rzekomo o emancypacji i egalitaryzmie społecznym (P. Kofta, 2019). W tym toku myślenia bardzo często pomija się fakt nietolerancji dla innych postaw i poglądów, nieposzanowania i obrażania drugiego człowieka, w szczególności ze względu na jego płeć, orientację seksualną, poglądy (w tym polityczne), wyznanie, pochodzenie czy status społe­czno-ekonomiczny. Wulgarność nadawcy cynicznie pomija  i rani wrażliwość odbiorcy na piękno, dobro i prawdę, a w ekstremalnych przypadkach czerpie nawet przyjemność z jego upokorzenia. Jak widać, ekspansji zachowań wulgarnych w naszej mowie towarzyszy często zjawisko agresji i prowokacji, połączone najczęściej z prostacką bezczelnością.

Uogólniając ciąg powyższych refleksji, można dojść do wniosku, że sami dla siebie stanowimy zagrożenie owym swoistym ludożerstwem, o którym pisał niegdyś Tadeusz Różewicz, a obsceniczne i niewybredne (żeby nie powiedzieć niewyparzone) słownictwo staje się powoli jednym z głównych nurtów prymitywizacji naszej rzeczywistości, i to właśnie wcale nie prywatnej. Wielu "bezkomple­ksowych" i "wyzwolonych" rodaków nie ma najmniejszych oporów, by swą wulgarność eksponować głośno na zewnątrz oraz pacyfikować nią miejsca publiczne. Stąd też, odpowiadając na tytułowe pytanie, można skonstatować, że "kundli się" nie tylko nasz język, ale także cała przestrzeń, całe nasze życie publicznie. Tak w przysłowiowym Wąchocku, jak i w Sierpcu oraz w całej Polsce.

Tytułowy kierunek połączenia zjawiska wulgaryzacji języka z prymitywizacją zachowań w przestrzeni publicznej jest oczywiście tylko umowny - nie sposób tutaj rozstrzygać, czy nasza "skundlona" polszczyzna  zdeterminowała "kundlenie się" sfery publicznej, czy też jest to proces odwrotny. Jedno jest natomiast pewne i niezwykle ważne - oba zjawiska, współwystępując w naszej rzeczywistości, wyraźnie obniżają jakość życia publicznego, wpływając negatywnie na klimat społeczny i potoczne praktyki komunikacji językowej.

Może więc, wbrew nonszalanckim próbom bagate­lizowania problemu przez niektóre liberalne środowiska, na naszych oczach spełnia się zapowiedź Jacka Bocheńskiego sprzed lat o grożącym Polakom niebe­zpieczeństwie moralnego i obyczajowego zdziczenia?
 

Bibliografia:

  1. Bralczyk J. 1999: Polszczyzna w komunikowaniu publicznym, Wydawnictwo Aspra, Warszawa.
  2. CBOS 2013: Wulgaryzmy w życiu codziennym, Warszawa.
  3. Grochowski M. 1995: Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów, PWN, Warszawa.
  4. Kamińska-Szmaj I. 2007: Agresja językowa w życiu publicznym. Leksykon inwektyw politycznych 1918-2000, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław.
  5. Markowski A. 2007: Kultura języka polskiego. Teoria. Zagadnienia leksykalne, PWN, Warszawa.
  6. Ożóg K. 2008: Zmiany we współczesnym języku polskim i ich kulturowe uwarunkowania, [w:] Acta Universitatis Wratislaviensis, t. 20, Wrocław, ss. 59-79.
  7. Sikora K. 2016: Kilka uwag na temat wulgaryzacji polszczyzny, [w:] Poznańskie Spotkania Językowe, Poznań, ss.105-115.
  8. Taras B. 2011: Ekspansja wulgarności w języku i kulturze, [w:] Język Polski nr 5, Kraków, ss. 372-380.
  9. https://kultura.gazetaprawna.pl/artykuly/1445519,przeklenstwa-wulgaryzmy-czy-sa-zle.html (dostęp 18.05.2022).

Niniejszy artykuł powstał w ramach współpracy sierpeckiego oddziału Towarzystwa Naukowego Płockiego i strony Sierpc OnLine.



Ryszard Szymański - sierpecki oddział Towarzystwa Naukowego Płockiego









Komentarze do artykułu: brak komentarzy




Zauważyłeś błąd na stronie?

[x]
O nas | Napisz do nas ^^ do góry


Wszelkie materiały, artykuły, pliki, rysunki, zdjęcia (za wyjątkiem udostępnianych na zasadach licencji Creative Commons)
dostępne na stronach Sierpc online nie mogą być publikowane i redystrybuowane bez zgody Autora.